Slytherin, jeden z domów wielkiego Hogwartu... Wstąp, zażyj magii...
<Miejsce, które zna większośc uczniów, bo zranienia i urazy są częste w Hogwarcie. Pani Pomfrey napewno pomoże każdemu, kto się w nim znajdzie>.
-
<Vea i Pantera weszły do skrzydła szpitalnego. Pantera, trzymając w mocnym uścisku przyjaciółkę, zaczęła wyjaśniać pani Pomfrey co się stało>. Jakieś zaklęcie nie trafiło w to co ee... miało trafić i chyba ugodziło ją w brzuch. <powiedziała, bo wiedziała, że dziewczyna trzyma się właśnie za brzuch. Natychmiast musiała położyć się w łóżku, a Pantera zapytała:> Kiedy będzie mogła wrócić do dormitorium?
Ostatnio edytowany przez Pantera (2007-08-22 09:48:41)
Offline
Nie wiem... Nie mów nic Aktynowi! <powiedziała i zwróciła się do Pani Pomfey> To było Alohomora, do otwierania zamków... <powiedziała i straciła przytomność z bólu...>
/kolejna tragedia, ale muszę iść /
Offline
/to bylo pytanie do Pomfrey, ale trudno xD''/
<uśmiechnęła się do dziewczyny> Ok, ok. Nie powiem mu... <w tej chwili Vea straciła przytomność i bezwiednie osunęła się na poduszki. Pani Pomfrey natychmiast zaczęła machać różdżką i wypowiadać jakieś niezrozumiałe zaklęcia>. Musi odpocząć. <powiedziała i przepędziła Panterę ze skrzydła szpitalnego>.
Offline
<czarnowłosa ocknęła się... leżała pod kocem, na wąskim i twardym łóżku - skrzydło szpitalne... przypomniała sobie wszystko, próbowała się podnieść, jednak gdy jęknęła od razu przybiegła pielęgniarka...>
- Dziewczyno, zwariowałaś?! <krzyknęła z drugiego końca sali; czarnowłosa opadła spowrotem na łóżko> Opowiedz mi wszystko! <zarządała pani Pomfey siadając przy łóżku dziewczyny>
No to było tak <zaczęła czarnowłosa i próbowała wszystko sobie ułożyć...> Bo chciałam ćwiczyć zaklęcia, już na nowy rok, żeby coś umieć... No i... tak wyszło, że... <czarnowłosa jąkała się, nie chciała wspomnieć o Aktynie, mogła mu narobić tym samym kłopotów...> nie trafiłam w kłódkę tylko w ścianę, zaklęcie się odbijało... i trafiło w brzuch... <zakończyła opowieść, pielęgniarka przypatrzyła się jej dobrze>
- Był tam ktoś z Tobą, drogie dziecko? Straciłaś przytomność? <wypytywała>
Kol... eee, nie nikogo, dopiero jak krzyknęłam, to się zjawili <powiedziała z wahaniem> Kiedy będę mogła wyjść? <zapytała zmieniając temat>
- Może nawet jutro... wszystko się okaże <dodała z powagą> Pokaż... <rozkazała i podniosła machinalnie bluzkę dziewczyny, obejrzała brzuch, zbadała> Zaraz dostaniesz kolejną porcję leków, leż spokojnie... Ahh ta młodzież! <dodała z przekąsem i odeszła, czarnowłosa natomiast czekała... gdy pani Pomfey wróciła, dziewczyna przyjęła leki i opadła na poduszkę, wpatrując się w sufit...>
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
<czarnowłosa podniosła głowę, ból minął, czyli lekarstwa zadziałały... Postanowiła dać nogę... napisała na szybko kartkę pani Pomfey, z prośbą, żeby mnie nie szukała, że zgłosi się jutro sama; pościeliła łóżko i czym prędzej wyszła ze szpitala...>
Offline
<Wbiegła do skrzydła szpitalnego.>
-Proszę pani...szybko on..on umiera <powiedziała bardzo niezrozumiale.>
-Dziewczyno uspokój się i powiedz co się stało <powiedziała rozeźlona>
-Mój kolega zaraz wykrwawi się na błoniach. Nie wiem co się stało!!! <zaczęła krzyczeć na pielęgniarkę>
<Pani Pomfrey chwiciła tylko jakąś buteleczke z błękitnym płynem i wybiegła na błonia. Lorien nie chcąc zostawać sama ruszyła za pielęgniarką.>
Offline
(Pani Pomfrey przynosła go do skrzydła szpitalnego. Poszła po leki. Bartek odzyskał przytomność. Wszystko było rozmazane. Zauważył że koniuszki jego palcy są fioletowe) Jad (Pomyślał i ponownie stracił przytomność)
Offline
<Weszła do skrzydła szpitalnego. Zobaczyła łóżko na którym leżał Bartek i podbiegła do niego ślizgając się na wypolerowanej podłodze.>
-Delian, Bartka coś zaatakowało w zakazanym lesie. Znalazłam go i szybko pobiegłam po pomoc <dokończyła kiedy dziewczyna była już przy łóżku swojego chłopaka.>
-Pani Pomfrey powiedziała, że jest w bardzo złym stanie, ale nie umrze.
<Widząc łzy w oczach Delian złapała ją za ręcę i powiedziała cichutko:>
-Ja już pójdę, na pewno chcesz z nim zostać sam na sam.
<Wyszła ze skrzydła ze spuszczoną głową.>
Offline
<Do pomieszczenia wpadła Pani Pomfrey.>
- Proszę zostawić go samego. Chłopak potrzebuje teraz ciszy i spokoju. <powiedziała do zapłakanej dziewczyny.>
<Delian bez pożegnania wybiegła ze skrzydła szpitalnego.>
Offline
(Znów się przebudził. Czuł się już lepiej, jednak jad cały czas rozchodził się po ciele. Wstał, zakręciło mu się w głowie. Podparł się o łóżko. Po chwili ruszył do PW)
Offline
<czarnowłosa drobna dziewczyna wpadła do sali i zaniosła się szlochem, pani Pomfey spojrzała na nią, a później przeniosła wzrok na dziewczynę, która leżała już teraz na podłodze>
Pomocy... <wydusiła z siebie czarnowłosa i łzy popłynęły po jej policzkach, pielęgniarka natomiast podniosła Catie i położyła na łóżku, mniej więcej na środku sali>
- Proszę się odsunąć, odsuń się! <krzyczała, czarnowłosa jednak nie chciała odejść, pani Pomfey użyła więc siły, przeniosła dziewczynę na krzesło, a sama zasunęła kotarki wokół łóżka nowej pacjentki... po około pół godzinie wyszła>
- Co się stało? <zapytała zdumiona, czarnowłosa dojrzała tylko rękę nadal nie przytomnej dziewczyny, owiniętą bandażami...>
Ja... ja... to moja wina! <drobną dziewczyną na nowo zaczął wstrząsać głośny szloch>
- Uspokój się... <pielęgniarka próbowała na darmo uspokoić dziewczynę, po chwili sama wstała, chwiejnym krokiem podeszła do łóżka Catie...>
Mogę z nią zostać? <zapytała łamiącym się głosem, pielęgniarka skinęła tylko głową i odeszła... dziewczyna przyniosła sobie krzesło, usiadła przy łóżku dziewczyny... oczy miała napuchnięte od płaczu, policzki czerwone... a łzy nadal kapały... delikatnie chwyciła dłoń blondynki i usnęła... czuwała...>
Offline
<usłyszała skrzypienie drzwi, odwróciła się... zobaczyła Panterę, uniosła się i po policzkach na nowo pociekły łzy... ruszyła biegiem i rzuciła się na szyję dziewczyny... raz po raz szepcząc trzy słowa...> To moja wina... To moja wina...
/muszę iść... pokieruj mną /
Offline
<niezdarnie poklepywała Veę po plecach. Ta zaczęła pospiesznie opowiadać co się stało, dopóki nie przerwała jej pani Pomfrey> Dziewczyna potrzebuje teraz spokoju, możecie odwiedzić ją najwcześniej jutro. <rzekła zdenerwowanym tonem i zamknęła przed nosem drzwi. Dziewczyny nie zdążyły nawet spytać czy to groźne dla Catie. Vea, nadal mokra od łez nie była w stanie ruszyć się z miejsca>. Vea... Vea, chodź do dormitorium. Ty też musisz odpocząć. <powiedziała Pantera i, podtrzymując przyjaciółkę, zaczęła zmierzać w stronę lochów, co chwila powtarzając> Będzie dobrze, będzie dobrze...
Offline
<pomógł Vei się położyć na łóżku i poszedł po Panią Pomfrey>
Po chwili wrócil, a u jego boku stala kobieta>
Ostatnio edytowany przez Barcafan2 (2007-08-24 21:18:43)
Offline
<czarnowłosa uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy pielegniarka doszła, obejrzala jej reke i powoli ja bandazowala... w ciszy... dziewczyna pojękiwała raz po raz z bólu, to znowu zaciskała zeby gdy pani Pomfey wyciagala jej kawałki jakby szkła z ręki>
Offline
Ja nie będę przeszkadzał<powiedział cicho do Pani Pomfrey> pójdę do PW<uśmiechnął sie do Vei> Bedzie dobrze<rzucił i zniknął za dzwiami>
Offline
(Podleciał, zanim pani Pomfrey zabandażowała obejżał dokładnie ranę swoimi bystrymi, orlimi oczami po czym wrócil na barierkę)
Ostatnio edytowany przez bartekt (2007-08-24 21:25:35)
Offline
Skończone <rzekła pielęgniarka, czarnowłosa jednak bez słowa wstała i wyszła... nie miala ochoty na dodatkowe pytania...> PW... <rzuciła krótko i zniknęła>
Offline
<Poprosiła o kawałek szkła. Jej rana znowu zaczęła ją boleć, Jednak tym razem próbowała sie powstrzymać. Znała to szkło. Usiadła obok Catie i spojrzała smutno na Barca. >
Ostatnio edytowany przez Agata Number (2007-08-24 21:28:57)
Offline
Tak, to szlachetny kryształ... podobne szkło leżało obok mnie jak zemdlałam.. hym.. chodź do Pw, proszę... <Złapała się za rękę i jęknęła cicho. Wyszła szybko i pobiegła do Pw>
Offline